Świąteczne klimaty wciągają mnie na dobre :) Serwetka z wiankiem jemiołowym nadal się pomalutku wyszywa , a ja ostatnio wróciłam do masy solnej . Jakoś tak nieodmiennie kojarzy mi się ona ze Świętami Bożego Narodzenia, pewnie dla tego ,że moje pierwsze próby to były właśnie aniołki , do których zainspirowało mnie zdjęcie zamieszczone w jakiejś gazetce z przepisami na świąteczne potrawy.
W tym roku powstał jak na razie tylko jeden anioł , ale za to w wersji XXL :) Duży jest , ma jakieś 40 cm i dumnie wisi u mojej mamy w kuchni :)
Tak po prawdzie to mamusia moja mi na ambicję troszkę wjechała ;) , że robię anioły dla innych , a Ona miała jednego i już nie ma bo jej zabrałam - no owszem zabrałam ... ale przedtem grzecznie zapytałam czy mogę ;):)
Z tym jednym to też nie do końca prawda , bo się mamusi zapomniało o całym pudle aniołków na choinkę , które grzecznie sobie leżą i czekają na swoje świąteczne 5 minut :) Ale na choinkę to na choinkę , a na ścianę to co innego :)
Koniec końców aniołek na ścianę powstał i wygląda tak .
Jest dosyć mocno wypieczony , wiec zrezygnowałam z początkowego zamiaru pomalowania go , ograniczyłam się tylko do namalowania buzi i przetarcia fragmentów białą farba.
A na koniec lakier i gotowe :)
Skromnie zamknięte oczęta to zasługa mojej nieumiejętności namalowania otwartych... zawsze mi jakieś takie zezowate wychodzą ;) choć nie ustaję w staraniach i ciągle ćwiczę :) może kiedyś mi wyjdzie ...
Zdjęcia były robione jeszcze przed lakierowaniem , w tej chwili aniołek leciutko się błyszczy.
A na koniec zbliżenie na bukiet róż i białe przetarcia - róże wykonane przy pomocy foremek do masy cukrowej - polecam akcesoria do dekorowania ciast , świetnie się sprawdzają przy robieniu aniołków i innych ozdób z masy .
A na koniec uprzejmie donoszę , że kot Bronuś jest już zdrowy, dokazuje jak młody źrebak , i aż się boje czym to się skończy ...
Żebym nie była gołosłowna pokażę Wam zdjęcia robione dzisiaj :)
Bronuś usiłował uskutecznić swoją ulubioną letnią zabawę , która polega na wchodzeniu do domu przez okno , a wychodzeniu przez drzwi i tak po kilka albo kilkanaście razy... :):) Kiedy znudzi się wariant pierwszy można zawsze zacząć drugi polegający dla odmiany na wchodzeniu przez drzwi , a wychodzeniu przez okno ;)
Nietrudno się zorientować , że pod koniec listopada jakoś nikt z domownikó nie miał ochoty podejmować zabawy...
Poniżej fotograficzna dokumentacja kociej strategii:)
Najpierw trzeba zaglądnąć i upewnić się , że jest się zauważonym :)
Ładnie poprosić ( uroczy wyraz pyska mile widziany) - z tym wyrazem pyska trochę nie wyszło , ale się starał ;)
Lekka irytacja , że powyższe sposoby jednak nie zadziałały
Udawanie obojętności - siedzę na parapecie bo lubię i wcale nie mam ochoty wchodzić :)
A na koniec sprawdzenie czy sposób na obojętność zadziałał i czy może ktoś jednak okna nie zdecydował się otworzyć.
Sposoby jednak nie zadziałały i po kilkunastu minutach prób , Bronuś w końcu jak "człowiek" zdecydował się do domu wejść drzwiami :)
No taki kot to lekko nie ma :) ;)
I tym sposobem dobrnęliśmy do końca :)
Witam u mnie nowych obserwatorów, jest mi niezmiernie miło, że chcecie tu zaglądać :)
Pozdrawiam i życzę miłej drugiej części weekendu :)